Zastępy pięknoduchów, poszukujących w sztuce estetycznego ukojenia, mogą sobie obrazy Alberta Oszka odpuścić. Nie zaspokajają one eskapistycznych fantazji, nie realizują się w harmonijnym formalizmie, nie lewitują na wyżynach ezoterycznej abstrakcji. Są za to twórczością O CZYMŚ – wypowiedzią usytuowaną w określonym kontekście, komentarzem do tego, co dzieje się tu i teraz. Artysta nie tylko odnosi się do konkretnych sytuacji, ale również – co ważne – mówi po imieniu, co w przypadku malarstwa jest ostatnio niezmiernie rzadkie. Uwagę zwracają zwłaszcza dwa cykle, będące pełnym dystansu spojrzeniem na cywilizację obfitości i żyjącego w niej człowieka, uwikłanego w mechanizmy kultury masowej. Wymowę ideową tych prac podkreśla dodatkowo warstwa plastyczna, o rodowodzie zarówno pop-artowskim, jak i ekspresjonistycznym.
Obrazy z serii „The Infantilizators” zasiedla współczesny człowiek-konsument, jednostka zszokowana otaczającą ją rzeczywistością, przytłoczona nadmiarem wrażeń, o obliczu wykrzywionym w przedziwnym grymasie, będącym sumą zaskoczenia i łapczywości. Z wybałuszonymi oczami i wyszczerzonymi zębami postaci te wyglądają niczym zombi – zahipnotyzowane istoty, pozbawione własnej woli i świadomości, automatycznie odpowiadające na bodźce płynące z zewnątrz. W przypadku infantylizatorów chodzi oczywiście o bodźce audio-wizualne, których źródłem są mass-media, billboardy oraz witryny sklepowe, atakujące zewsząd propozycjami kolejnych produktów, bez których nasze życie będzie z całą pewnością uboższe. Co ciekawe, wszystko rozgrywa się na płaskim tle, o jednolitej barwie. Cały nadmiar towarów zredukowany zostaje najczęściej do jednego przedmiotu – resztę dopowiada wyraz twarzy przedstawionej postaci.
Tytuł cyklu, zapewne nieprzypadkowo, budzi skojarzenia z książką Benjamina R. Barbera „Skonsumowani: jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli”, będącej próbą krytycznej analizy sytuacji społeczno-ekonomicznej Świata Zachodniego. Barber wskazuje, że wielkie koncerny dbają o to, by dorosłych odbiorców towarów i rozrywek zamienić w dzieci, łatwo ulegające chwilowym impulsom posiadania, zaś same dzieci zawczasu wychować na gotowych już konsumentów i nigdy nie pozwolić im na kontrolowanie infantylnego id, kierującego się zasadą przyjemności i dążącego do zaspokojenia pierwotnych popędów. Podobną myśl nietrudno odnaleźć na płótnach Alberta Oszka, których bohaterami są dorośli o psychice dzieci, lub też dzieci, których krytyczna zdolność do oceny przydatności dóbr materialnych zostaje unieszkodliwiona na bardzo wczesnym etapie rozwoju.
Innym cyklem, o podobnych konotacjach, jest „Bumvertising” – seria prac ukazujących znaki firmowe znanych koncernów, umieszczone najczęściej na opakowaniach trzymanych przez kloszardów. Trzymając się uparcie konwencji publicystycznej, tę część twórczości Alberta Oszka można by z kolei odnieść do innej ważnej książki z poprzedniej dekady, a mianowicie do „No Logo” – „biblii alterglobalistów” autorstwa Naomi Klein. Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że pod grubą warstwą farby tkwi wyraźny element obywatelskiego sprzeciwu wobec wszechobecności znaku towarowego, który dla wielu ludzi wrażliwych na niuanse współczesnej kultury stał się symbolem rozwydrzonego kapitalizmu i arogancji świata biznesu.
Zestawienie włóczęgów z reklamówkami z marketów pełni tu dodatkową funkcję – jest ironicznym zabiegiem wskazującym na tych, którzy zostali usunięci z łańcucha pokarmowego świata konsumpcji. Bezdomni nie uczestniczą bowiem w nieustającym rytuale wymiany. Nie napędzają rynku zbytu, są więc bezużyteczni z perspektywy świata reklamy, funkcjonują poza sferą jego zainteresowania i oddziaływania. W rzeczywistości zdominowanej przez kulturę masową są obywatelami drugiej kategorii – nie stanowią targetu, nie tworzą grupy docelowej, której można by sprzedać konkretny produkt albo styl życia. Jednocześnie korzystając z przedmiotów wyprodukowanych dla celów reklamowych – w tym przypadku toreb – stają się żywymi billboardami, mimowolnie rozpowszechniającymi korporacyjny logotyp. Artysta doskonale wyzyskuje kontrast wynikający z zestawienia świadectw nadprodukcji z wciąż nierozwiązanym problemem społecznym wynikającym ogromnych dysproporcji w sferze posiadania.
Warto na koniec zwrócić uwagę na pojawiający się w malarstwie Alberta Oszka wizerunek pawiana. Jego obecność, zarówno w „Infantylizatorach”, jak i w „Bumvertising” traktuję jako próbę otrzeźwiającego zdystansowania widza wobec sytuacji uwidocznionych na płótnie. Spojrzenie na konsumpcjonizm jako manifestację zwierzęcości, kryjącej się pod podszewką cywilizowanego świata. Nie chodziłoby tu więc o konkretne cechy pawiana jako rodzaju, a raczej luźne skojarzenia związane ze światem natury – z jego żarłocznością i bezwzględną rywalizacją – które nam ludziom rzucają się w oczy, gdy występujemy w roli bezstronnego (rzekomo) obserwatora, zaś umykają, gdy sami jesteśmy w te zjawiska zaangażowani, jak dzieje się to w przypadku relacji międzyludzkich lub mechanizmów społeczno-kulturowych.
Wszystkim, którzy mogliby pomyśleć, że artysta brnie w moralizatorstwo lub nachalną publicystykę polecam raz jeszcze rzucić okiem na same płótna i przekonać się, że jest to mylne spostrzeżenie. Z warstwą tematyczną współgra bowiem doskonale dopracowana formuła wizualna, gdzie jednolite tła i plakatowa prostota w sposób niezakłócony egzystują ze swobodną ekspresją uwidaczniającą się przy modelowaniu sylwetek lub twarzy. Całości dopełnia odważna kolorystyka, która nadaje temu malarstwu silny akcent dekoracyjny, choć trudno sobie wyobrazić (na szczęście), by mogło ono funkcjonować w samym tylko kontekście estetycznym. Dobrze jest wiedzieć, że na sztalugach powstaje jeszcze twórczość nie dająca się sprowadzić do rangi znaczka pocztowego.
Paweł Jagiełło